Quantcast
Channel: MISS FERREIRA
Viewing all 86 articles
Browse latest View live

SZKOCKA!

$
0
0


Jeżeli szkocka to tylko krata na spódnicy! Jeśli sweter to rozkosznie puchaty!
Zwijcie mnie jak chcecie, szkockie yeti? Puszek okruszek? Ależ proszę uprzejmie!
Od dziecka kocham szkocką serwowaną na plisowanym wachlarzu. Świat i mąż nie podzielają mojej fascynacji. Trudno. Bywa, że nie rozumiem ani świata ani męża.
Fashion victim? Może i tak. Niewolnica szkockiej kraty? Z pewnością.

Co poza tym?
Dzieci wróciły od dziadków pogryzione przez komary. No, ale sami powiedzcie, czy można gniewać się na październikowego komara? Wszak komar to nosiciel lata.
Ogłaszam październik miesiącem amnestii dla polskich komarów!

W Ferrainowie wagary. Kot wyjechał, myszy harcują. Plan jest prosty - zgubić się w tłumie kasztanów, utonąć w morzu liści, zakląć jabłka w szarlotkę, wekować tę obłędną złotą jesień.







sweter - Unisono
spódnica i torebka - lumpeks
buty - allegro
zegarek - Daniel Wellington

METAMORFOZY Z DEICHMANNEM I DOMODI

$
0
0


Kiedy Deichmann i Domodi zaproponowali mi wystylizowanie laureatki konkursu w ramach wspólnej akcji Metamorfozy, nie wahałam się ani chwili. Uznałam, że to wyborny moment aby przemówił mój wewnętrzny Gok Wan.
Spodziewałam się, że na mojej stylistycznej kozetce zasiądzie jakaś Brigdet Jones i że będę musiała kopać głęboko, aby wydobyć z niej całe piękno.
Stało się inaczej, przypadło mi w udziale wystylizowanie Pocahontas...
Oczami wyobraźni widziałam Paulinę odzianą w skórę z samego Skazy dzierżącą włócznię.
Niestety showroom Pomada dysponował jedynie sztucznymi zwierzętami, co wyszło Paulinie na dobre, bo lampart jest o wiele bardziej na czasie niż oskórowany lew.
Tak oto warszawska dżungla wzbogaciła się o dwa drapieżniki – Paulinę w roli kocicy i mnie w roli dzikiego yeti/Wielkiego Ptaka/Cruelli de Mon (niepotrzebne skreślić).

Niemniej zabawa była przednia. Czasem po prostu trzeba przebrać się za Wielkiego Ptaka żeby poczuć się sobą, czyż nie?










POD TYM LINKIEM MOŻECIE OBEJRZEĆ WIDEO Z WYDARZENIA






PAULINA PRZED I PO METAMORFOZIE


NIE BYŁABYM SOBĄ... WYBACZCIE!



Dziękuję Wszystkim za świetną zabawę!

W MORZU LIŚCI!

$
0
0


No i zrobiliśmy tak, jak sobie zaplanowaliśmy – zgubiliśmy się w tłumie kasztanów, utonęliśmy w morzu liści, wypchaliśmy kieszenie po brzegi jesienią, a na dowód zrobiliśmy zdjęcia.

„Mamo, a jak będziemy już dorosłe to możemy dalej mieszkać razem?”







płaszczyki - Mosquito

MISS FERREIRA ZRZUCA MASKĘ! (O teraźniejszości do kwadratu).

$
0
0

Wróciłam z Blog Forum Gdańsk. Od lat skrycie marzyłam żeby się tam znaleźć, ale Gdańsk nigdy nie był po drodze, zwłaszcza po tej polskiej wyboistej drodze.
W 2014 tradycyjnie zamierzałam oblizać się smakiem i nagle napisała do mnie Ida, zapraszając mnie w charakterze prelegentki. Wyobraźcie sobie moją radość – wreszcie nie miałam wyboru i musiałam tam być, bo w takiej sytuacji się nie odmawia.
Nishka, Ola Radomska, Natalia Hatalska, Kominek, Michał Górecki, Paweł Tkaczyk, a wśród nich ja – Ferreira. Trochę urosły mi tego dnia skrzydła, poczułam się bardzo wyróżniona i doceniona.

Tak było kilka dni temu, teraz jestem z powrotem na tych moich kilku metrach nieskończonego szczęścia. Siedzę w różowym szlafroku i rozmyślam w rytm utworu „Bronchit” sumiennie wykasływanego przez Lolek&Ąfel Lungs Orchestra.
Prasowalnica rozłożyła nogi i stoi bezczynnie, poranne okruchy bezczelnie tańczą na moich oczach, brudne talerze wdzięczą się do mnie. Pozwoliłam sobie na lekki nieład i gorączkowo porządkuję myśli.

Wszyscy mówili, że z BFG człowiek wraca z energetycznym bagażem - kilogramami wiedzy i planów. Tymczasem ja wróciłam lekka, jak piórko. Nie mam depresji popowrotowej. Jestem szczęśliwa, że moje słońce jest lubelskie, a nie gdańskie.
Nie, nie zjadłam wszystkich rozumów, po prostu posłuchałam kilku tych mądrych, a na koniec dałam głos swojemu.




ALE ZACZNIJMY OD POCZĄTKU
Był ciepły kwietniowy wieczór, dom bezlitośnie udekorowany dziecięcymi akcesoriami. Zmęczenie sięgające zenitu, niewyspanie, brak ludzi mających więcej niż 80 cm wzrostu. Otoczona łańcuchem górskim prania, dryfująca po bezkresnym oceanie pampersów ja – Samotna Wyspa Kura Do Bólu Domowa. Pieluchy po horyzont, a za horyzontem nic.
I to przytłaczające uczucie, że poza tą pieluchową fortecą nie zbudowałam w życiu nic – najgłupsze możliwe myślenie, dopadające w chwilach słabości każdą matkę.
Patrzę tęsknie za okno na monotonnie migoczący Statoil i już wiem, że zaraz zrobię perfekcyjny makijaż żeby przejść się do okolicznego supermarketu. Chodnik niczym czerwony dywan, światła na przejściu niczym flesze, wizyta w supermarkecie, jak afterparty, a ja jestem taka żałosna!
Otwieram wirtualne okno, biorę głęboki oddech, podglądam świat, który sięga hen daleko za Statoil! W wyszukiwarkę wpisuję frazę „jak założyć bloga”, potem Blogger, potem nazwa. Nazwa? Coś o mnie, tylko o mnie. Przekornie wpisuję „Miss” zamiast „Mrs.” dodaję nazwisko. „Miss Ferreira”? dobra niech będzie, i tak bloga zobaczą tylko rodzice i mąż.
Jest kwietniowy wieczór. Właśnie powstał blog „Miss Ferreira”, nie idę do supermarketu, zamiast tego piszę pierwszą notkę. Kiedy mąż wraca do domu pokazuję mu swoje dzieło, jestem tak podekscytowana, że trzęsą mi się ręce.
Boże, jak dobrze, że nie widzę przyszłości, bo przecież wyskoczyłabym wtedy przez okno.

STRATEGIA DZIAŁANIA
Już taka jestem, że kurczowo trzymam się pozytywów. Dla mnie nawet pusta szklanka jest pełna. Przytulam to życie z całych sił i nie puszczam do bólu.

Kiedy podczas panelu, w którym brałam udział zapytano mnie, czy blogując przybieram maskę, odpowiedziałam, że nie. Teraz się nad tym zastanawiam. Świadomie nie piszę o żadnych problemach, jeśli to robię obracam je w żart. Ktoś, kto obserwuje mojego bloga może pomyśleć, że rzygam tęczą, kreuję idyllę.
Tylko dla mnie idyllą jest to co dla kogoś jest banałem – kubek herbaty, popołudnie z przyjaciółką, przespana noc, czytana książka, spacer z dziećmi, październikowe słońce, wolność - począwszy od tego, że mogę iść spać o której chcę, a skończywszy na tym, że mogę mówić co chcę.
Ryczę, wewnętrznie ryczę, a nawet zewnętrznie rzucam mięsem, gdy słyszę, że żyję w niedemokratycznym kraju!
Jak mogłabym formułować takie zarzuty, gdy za rogiem ktoś umiera w imię wolności, którą ja mam podaną na dizajnerskim talerzu! Czy mogę patrzeć tym ludziom w oczy i mówić o moich troskach?

Zakładając bloga nie miałam planu. Byłam pewna jednego, że to ma być pozytywne miejsce w sieci. Bo wystarczy przeczytać poranne nagłówki żeby stracić wiarę we wszystko i wierzcie mi, nie ma tam miejsca na moje bolączki.

O CZYM CHCĘ PISAĆ
„O czym chcesz pisać?” zapytał mnie Kominek. Powiedziałam, że o życiu, potem długo nad tym rozmyślałam.
Dziś już wiem. Chcę pisać o teraźniejszości. Bo teraźniejszość nie ma daty ważności. Teraźniejszość ma przyszłość.
Ten blog nie jest ani o moich dzieciach, ani o modzie. To jest blog o tym, co sprawia że jestem szczęśliwa. Dzieci determinują moje życie, są maleńkie, zależne ode mnie. Ich potrzeby liczone w setkach, przerywają mi pisanie tego tekstu. Dzieci siłą rzeczy stanowią niemal 100% mojego życia. Teraz, ale kiedyś tak nie będzie. A ja uczę się żyć tak, żeby październikowe słońce cieszyło mnie, kiedy dzieci wyfruną już z gniazda.
Nie lubię, gdy ktoś mówi o moim blogu „modowy”, bo moda nie jest moją dziedziną. Nie znam historii mody, nie wymienię najlepszych kolekcji jesień/zima 2014, nie zaczytuję się w biografiach projektantów. Nie spotkacie mnie na Fashion Weeku.
Po prostu uwielbiam być kobietą. Boże, nie mogłeś lepiej spożytkować żeber Adama. Dziękuję, że mogę bezkarnie nosić spódnice i szpilki! Dziękuję, że mogę ciapać się kosmetykami.
Ależ mam frajdę z bycia babą!


CO DAŁ MI BLOG?
Blog był i jest, prawdopodobnie najlepszą rzeczą, jaką zrobiłam dla siebie w życiu.
Nazwa „Miss Ferreira” dlatego jest tak żałośnie obciachowa, bo sądziłam, że to będzie blog dla rodziny i znajomych.
Tylko, że gro moich znajomych powiększyło się, o Was – odwiedzających tego bloga. Kiedy zaczynałam, pisałam tylko dla siebie. Teraz piszę też dla Was i dla Was nie piszę. Bo zdarza mi się długo nie pisać. To dlatego, że jeśli Was do siebie zapraszam, to nie na sklepowe sztuczne ciastka, ale na domową szarlotkę.
Są dni, kiedy milczę, bo nie mam do powiedzenia i pokazania nic wartościowego.
Nigdy nie zaserwuję Wam gniota dla zachowania statystyk.

Mój blog to ludzie– ja, czytelnicy i ci wszyscy, których po drodze poznałam. Są tacy, z którymi nawiązałam naprawdę bliskie relacje. W lipcu pojechałam do Krakowa na spotkanie z moimi wirtualnymi kupelami. I wiecie co? W realu okazały się jeszcze lepsze. Ale niesamowite jest, że gdyby nie blog, prawdopodobnie nigdy bym o nich nie usłyszała.
Mój blog to efekt motyla.
Któregoś dnia zatrzepotałam skrzydłami – założyłam bloga, chwilę potem szarżowałam na dachu najwyższego budynku w mieście fotografowana przez Dianę i Rafała, gdy odwróciłam wzrok byłam już w Kopenhadze z Venilą zataczając się ze śmiechu, parę dni temu Gdańsk.

Zarabiam na blogu.
Niemal zawsze, kiedy pojawiają się wpisy sponsorowane, ktoś wyrywa się z opinią „sprzedałaś się”. Przyznaję się, że to jedyny rodzaj komentarza, który zawsze na kilka sekund wyprowadza mnie z równowagi. Bo możecie mnie nie lubić, możecie uważać, że jestem brzydka, że źle się ubieram, nie jestem zupą pomidorową, nie każdemu będę smakowała. Ale nie możecie odmówić mi prawa do zarabiania na blogu.
Nie mogę ubrać dzieci w moje zasady moralne, nie zaserwuję im pieczeni z bartera.
Szanuję siebie i Was, dlatego na tym blogu tak niewiele jest treści sponsorowanych, jeśli pojawiają się, to wyraźnie oznaczone i ładnie podane.
Czy wstydzę się, że zarabiam na blogu? Wręcz przeciwnie, jestem z tego dumna.

CZEGO CHCĘ
Podczas BFG usłyszałam, że marnuję talent, nie wykorzystuję życiowej szansy, że tak niewiele mnie satysfakcjonuje, że moje ambicje nie wykraczają poza 9 tysięcy fanów na facebooku.
Jeśli chcecie mierzyć mnie w liczbach to proszę, ale w centymetrach i w kilogramach.
Dla niektórych zawsze będę płotką, której nie stuknął żaden milion, ani na koncie, ani w statystykach.
Wybaczcie ten paulokoelizm, ale wartość mojego bloga jest niepoliczalna!
„Mogłabyś zarabiać na tym blogu o wiele więcej” - usłyszałam kilkakrotnie. Mogłabym, ale nie chcę. Bo zarabiam, tyle ile chcę. Nie dlatego, że nie jestem ambitna. Po prostu nie trzeba mi więcej.
Ja nie chcę Ferrari, chcę samochodu.
Nie chcę domu z basenem, chcę domu.
Nie chcę torby od Hermesa, chcę torby.

Najbardziej chcę spokoju, komfortu niebania się o jutro. Pewności, że zdołam zapewnić godne życie moim dzieciom.
Nie mów mi więc, że jestem mało ambitna, czy Tobie zarzucam pazerność?
Szanuję to, że chcesz mieć Ferrari, uszanuj to, że ja nie chcę.

Nie chcę fanów, chcę czytelników!
„Fan” to takie ohydne, na wyrost słowo. Nigdy nie nazywam tak osób odwiedzających mojego bloga i mam głęboką nadzieję, że nie jesteście moimi fanami. Wierzę, że lubimy się i szanujemy. Po prostu.

CO DALEJ
To nie jest tak, że wróciłam z BFG, uświadomiłam sobie, że mam super bloga, a teraz poproszę o laury i oklaski.
Michał Szafrański mówił, że blog jest, jest jak statek – musi mieć kapitana, który nad wszystkim czuwa, załogę, która zna się na rzeczy i musi wiedzieć dokąd płynie.
Mój blog jest łódką, nie opłynę nią oceanu, ale obrałam właściwy ster.
Mam dużo do zrobienia. Chcę pisać więcej, chcę pisać mądrzej, chcę pisać o czymś.

Z punktu widzenia stratega, mój blog ma sporo wad. Wygląda nieco amatorsko.
Jakiś czas temu planowałam zrobić wizualno-strategiczną rewolucję. Ale wiecie co? Odpuściłam.
Teraz większość blogów wygląda, jak profesjonalne portale.
I chociaż niewątpliwie to świetnie, że blogi tak prężnie się rozwijają, miewam wrażenie, że zatraciły to co pierwotnie je cechowało – spontaniczny autentyzm, pewną nieporadność.
Chcę żeby mój blog pozostał blogiem.
Dla kogoś może być amatorski, dla mnie jego bezradność stanowi o jego uroku.

Jeśli jest na tym rynku, jakaś nisza, to nisza pozytywnych treści.
Czasem piszecie mi, że zaglądacie na tego bloga w chwilach zwątpienia czy smutku i wraca Wam nadzieja. Nie istnieje dla mnie większy komplement.

Na koniec chciałam Wam podziękować. Nie Wam wszystkim, ale każdemu z osobna.
Dziękuję Ci, że kawałek swojego bezcennego czasu spędzasz na tym blogu.

Ściskam Cię
Sara









Z CODZIENNIKA FERREIRY

$
0
0


Ostatnio zasypałam Was literami– dziękuję za tak ogromy odzew i tyle ciepłych słów!

Dziś mam dla Was słońce i zdjęcia.
Wiadomość dla potomnych – dnia piątego listopada dwa tysiące czternastego roku, Codziennik Ferreiry odnotował słońce i temperaturę godne maja.
Autorka Codziennika spokojnie mogła tego dnia paradować w sandałach, ale nie chciała bulwersować społeczności placu zabaw. Uległa społecznej presji i przywdziała botki, które bardziej wpisują się w listopadowy krajobraz, mimo że gołe stopy pasują do gołych drzew.
Notka jest bardzo krótka, bo szósty listopada okazał się łudząco podobny do piątego listopada i autorka idzie korzystać z tej wybornej aury.
Stoi też przed dramatycznym wyborem – sandały czy botki? Indywidualizm czy obuwniczy populizm?
Oto jest pytanie na dzień szóstego listopada dwa tysiące czternastego roku.








ZDJĘCIA WYKONANE APARATEM OLYMPUS PEN E-PL7

ja:
kurtka bomber - Preska
spodnie i top - Unisono
botki - Primamoda
torba - poooh!
łańcuszek - stoisko z biżuterią

Lolek:
kurtka - Preska
spodnie - lumpeks
buty - CCC
czapka - Reserved

Marynia:
kurtka - Preska
kozaki - Zara
czapka C&A

FERREIRA POLECA, NAJLEPSZE SPOSOBY NA WZMOCNIENIE ODPORNOŚCI DZIECI.

$
0
0


Kiedyś powiedziałam Wam, że macierzyństwo to nieustająca chęć podpalenia się i wyskoczenia przez okno, przed realizacją której powstrzymuje cię widmo tęsknoty za dziećmi.
Nadal podtrzymuję tę definicję. Nie ma w przyrodzie drugiego tak słodko gorzkiego duetu.
Kiedy tylko zdenerwuję się na dzieci i zapełnię nimi kąty w domu, natychmiast mi ich żal i chcę je przytulić! Kiedy tylko zasną (czasem czekam na to cały dzień), patrzę na ich spokojne buźki i mam ochotę obudzić je i powiedzieć jak bardzo je kocham. Kiedy Lolek przynosi moje połamane raybany, chcę go uszczypnąć i wyściskać jednocześnie.
Są chwile, kiedy marzę żeby zamknąć to moje trio w klatce, po minucie jestem już z nimi w tej klatce, po dwóch żałuję swojej decyzji i tak w kółko!
Drodzy Państwo, tak w skrócie wygląda sromotny słodki los macierzyński.

Jesień i zimę sprzed dwóch lat wspominam, jako najcięższy okres w moim życiu.
Właśnie urodził się Lolek, a Marynia poszła do przedszkola. Przyniosła z niego mnóstwo wrażeń i taką ilość zarazków, że starczyłoby dla całego globu.
Myślałam, że oszaleję. Moje dziecko, dotychczas okaz zdrowia, nie przestawało chorować. Czego Zbynio nie dochorował, dokończył po nim Ąfel, czego Ąfel nie dochorował odchorwał Lolek. Kiedy już pochorowali, Zbynio przynosił z przedszkola świeżą dawkę bakcyli. I znowu – czego Zbynio nie dochorował, dokończył Ąfel... itd.
Pamiętam, jak łapczywie chwytałam sekundy niespokojnego snu, po to tylko żeby z błogich objęć Morfeusza wyrwała mnie kolejna erupcja kaszlowego wulkanu.
Nie sądziłam, że można płakać ze zmęczenia, nie przypuszczałam, że moim obsesyjnym marzeniem stanie się kilka godzin nieprzerwanego snu.

Kiedy skończyła się zima, a wraz z nią kaszlowy pomór, postanowiłam NIGDY WIĘCEJ!!
Przekopałam internet, przepytałam lekarzy. Nieufnie podchodzę do wszelkich dodatkowych szczepionek, nienawidzę faszerować siebie i dzieci chemią, tą pochodzenia farmaceutycznego już całkiem.
Być może się zdziwicie, ale postawiłam na syrop z czosnku, syrop z cebuli i tran.
Zaczęłam dzieciom podawać wszystko jeszcze w sierpniu żeby wzmocnić ich odporność.
Byłam tak zachwycona efektami, że obdzwaniałam koleżanki, informując o moim odkryciu.
W mojej lodówce może nie być nic do jedzenia, ale zawsze znajdziecie: światło, syrop z cebuli, syrop z czosnku i tran.

Syrop z cebuli (robię go wg TEGO przepisu) – działa bakteriobójczo i przeciwinfekcyjnie, wspomaga układ immunologiczny, ma zbawienny wpływ na drogi oddechowe.

Syrop z czosnku (przepis TU) – jest naturalnym antybiotykiem, działa wirusobójczo, bakteriobójczo i grzybobójczo.

Tran – tłuszcz otrzymywany z ryb i ssaków morskich. Zawiera nienasycone kwasy tłuszczowe, witaminy A,D i E. Wspomaga pracę mózgu, prawidłowy wzrost, rozwój kości i odporność.

Nie wyobrażam sobie sezonu jesienno-zimowego bez tego trio.
Teraz jest też dostępny nowy tran od marki Vibovit– to olej z wątroby dorsza o przyjemnym cytrynowym smaku dla dzieci od trzeciego roku życia.
Wy też możecie wypróbować Vibovit Tran Norweski - 30 pierwszych osób, które wypełni formularz w APLIKACJI DOSTĘPNEJ TU otrzyma butelkę tranu.

Jestem ciekawa czy Wy macie jakieś sprawdzone sposoby na wzmocnienie odporności?




*Wpis sponsorowany, powstał przy współpracy z marką Vibovit.

20 PRZYPADKOWYCH FAKTÓW O MNIE.

$
0
0



Dziś mam dla Was garść ciekawych i nikomu do niczego niepotrzebnych informacji. Sama uwielbiam czytać takie wpisy, więc wybaczcie!

1. Mam czwórkę rodzeństwa – trzech braci i siostrę.
2. Uwielbiam wszelkie chemiczne zapachy – lakiery, farby etc. Przechodząc obok stacji benzynowej potrafię zakraść się do dystrybutora z benzyną sztachnąć i uciec.
3. Panicznie boję się latania. W trakcie lotu do Brazyli przez okrągłe 12 godzin jestem przekonana, że właśnie umieram.
4. Jestem bardzo silna, jako nastolatka bez problemu potrafiłam przerzucić tonę węgla do piwnicy babci i to w bardzo krótkim czasie.
5. Oblałam próbną maturę z polskiego – wypracowanie. (Rodzice, nie mówiłam Wam wcześnie bo nie chciałam Was martwić, a wyszłam na ludzi przecież).
6. Zdawałam do krakowskiej PWST pod okiem Krzysztofa Globisza. Oczywiście nie dostałam się i pogrzebałam na wieki swój talent aktorski.
7. Przez wiele lat grałam w lubelskim teatrze Panopticum.
8. Mam astmę.
9. Uwielbiam pietruszkę, potrafię zjeść bukiet natki za jednym zamachem.
10. Nie toleruję niepunktualności – nie spóźniam się, czyjeś spóźnialstwo doprowadza mnie do szału.
11. Zagrałam epizodyczną rolę w amerykańskiej produkcjiThe Aryan Couple, wcieliłam się w rolę SSmanki. Nigdy nie obejrzałam tego filmu! (Nie wiem czemu.)
12. Nie wierzę w horoskopy, nie wiem spod jakich znaków są moje dzieci.
13. Uwielbiam czytać kryminały i oglądać dobre thrillery.
14. Kocham Przyjaciół. Znam na pamięć większość dialogów i straciłam już nadzieję, że powstanie równie śmieszny serial.
15. Nie znoszę natomiastSeksu w wielkim mieście. Zawsze wydawało mi się, że bohaterki są koszmarnie ubrane...
16. Nienawidzę, kiedy ludzie opowiadają swoje sny.
17. Totalnie nie mam ręki do roślin doniczkowych – zioła hoduję od razu suszone.
18. Bardziej niż porodu boję się wizyty u dentysty. Po urodzeniu trójki dzieci nic się w tej kwestii nie zmieniło.
19. Nic nie potrafi wyprowadzić mnie z równowagi tak, jak przywierający do patelni naleśnik.
20. Robię obłędnie dobrą zupę pomidorową.

ps Zasypujecie mnie pytaniami o zupę, przepis opublikowałam przed momentem na Facebooku, kliknijcie TU.









ZDJĘCIA WYKONANE APARATEM OLYMPUS PEN E-PL7

płaszcz i dżinsy - Unisono | szalik - Stradivarius | torba - Paulina Schaedel (barocco, caffee late) | buty - Tamaris | zegarek - Daniel Wellington

Manicure wykonany przez Ewelinę z Galatei

KEEP IT SIMPLE!

$
0
0


- Mamo, czy jutro zawsze jest jutro?

***
Marynia: Mamy listopad.
Lolek: Ja nie mam.

***
Ja: Wyglądam strasznie.
Majkel: Na pewno nie gorzej niż ja.

***
Wybieram dziewczynkom ubrania na jutro do przedszkola.
- Maryniu, chcesz iść w tej białej bluzeczce?
- Bardzo bym chciała, ale obawiam się, że jutro na obiad mogą być buraki.

***
Jesteśmy na spacerze. Nagle z przydrożnego krzewu wylatuje chmara gołębi. Zbynio z lekką pogardą mówi:
- No tak, wiadomo było, że na widok mojego naszyjnika zlecą się wszystkie okoliczne sroki.

***
W warzywniaku, pani pyta Zbynia:
- A jak ty masz dziewczynko na imię?
- Marynia, bo mój tata jest z Brazylii.

***
Ąfel do Lolka:
- Ojej, rozjechany ślimaczek... Zobacz jaki smutny.

***
Zbynio:
- Po co Bóg stworzył Putina?

***
- Maryniu, chodź na kolację!
- Nie mogę!! Jestem łazience, próbuję zmyć próchnicę z zęba!

***
Supermarket, na ziemi ląduje wielka dynia.
Lolek: Mamo! Jabłuszko spadło na ziemię!
Ja: Synku, to nie jabłuszko to dynia!
Lolek: Dynia?! Ale wysoka!

***
- Lolek, co ty robisz w Maryni pokoju?!
- Bałagan.

***
Ąfel: Mamo, a prawda, że jak ktoś jest gruby to nie można przezywać go "grubas"?
Ja: Prawda.
Ąfel: No właśnie, ja mam w przedszkolu taką grubą koleżankę, ale żeby nie robić jej przykrości mówię do niej po prostu "Kasiu".

***
Zbynio:
- Mamo, czym mogę się umyć? Tym mydłem "Biały Łosoś" mogę?!

***
Majkel:
- Jak widzę Enrique Iglesiasa to tęsknię za Rickym Martinem.

ps Sprzedaję aparat, którym robiłam większość zdjęć na bloga, szczegóły tu.





Manicure wykonany przez Ewelinę z Galatei



ZDJĘCIA WYKONANE APARATEM OLYMPUS PEN E-PL7

płaszcz, spodnie - Unisono | torba Gino Rossi | buty - Tamaris | sweter - Front Row Shop | zegarek - Daniel Wellington

OD DZIEWCZYNY ZE STATYWEM DO DZIEWCZYNY OLYMPUSA

$
0
0


Co tu dużo mówić Moi Drodzy, gdyby nie statyw zapewne nie byłoby mnie by tu dziś z Wami.
Kto by pomyślał, że niepozorny kawałek metalu będzie miał taki znaczny wpływ na moje życie...
Powiadam Wam, szanujcie sprzęty domowe, albowiem nigdy nie wiadomo, kiedy mizerny rondel uczyni z Was Master Chefa!
Kiedy więc otrzymałam propozycję współpracy od firmy OLYMPUS, oczami wyobraźni natychmiast zobaczyłam tytuł tej historii „Miss Ferreira. Od Dziewczyny ze Statywem do Dziewczyny Olympusa”, następnie zaś oprawiłam statyw w ramkę i powiesiłam w najwidoczniejszym miejscu w domu. No dobra, trochę koloryzuję, ale po prostu bardzo się ucieszyłam. Chyba nawet zrobiłam jakąś figurę akrobatyczną oznaczającą dużą radość, a której nigdy nie chcielibyście zobaczyć.
Tak właśnie stałam się Ambasadorką marki Olympus (fikołek).

Aparat, który widzicie na zdjęciach to Olympus PEN E-PL7. Już na pierwszy rzut oka widać, że doskonale komponuje się z szarym płaszczem i szalem w kratę. Jednak jest to aparat wielofunkcyjny i równie dobrze wygląda zestawiony z różowym swetrem czy małą czarną (sprawdzałam!)
Jako typowa baba, dla której podstawowym parametrem przy wyborze sprzętu elektronicznego jest kolor, nie posiadam się z radości!
Kiedy sądziłam, że nie mogę cieszyć się już bardziej, okazało się, że czas wymyślić coś bardziej efektownego niż fikołek z przytupem, bo PEN robi świetne zdjęcia w szczególności przy okropnej pogodzie, kiedy brak dobrego światła.
Zrozumiałam więc, że to nie wygląd jest najważniejszy!

Fikołek z przytupem uzupełniłam o przysiad i wtedy okazało się, że w najbliższą środę Olympus zabiera mnie do Wiednia na świąteczną imprezę. Jak słowo daję, zaraz zrobię gwiazdę!

Pozdrawiam Was!
Sara

(ps Pierwsze zdjęcia robione PENem, możecie zobaczyć tu, tu oraz tu)










płaszcz - Mosquito
dżinsy - Unisono
botki - Tamaris
szalik - F&F
rękawiczki - lumpeks
torba - Bel Correa (moja teściowa!)

NIE BYŁAM GRZECZNA!

$
0
0


Kochani, obawiam się, że zaczynam być całkiem dorosła. Chyba osierociłam swoje wewnętrzne dziecko.
Musiałam w tym roku trochę pomóc Świętemu Mikołajowi. No dobra całkiem go wyręczyłam. Zaliczyłam przy tym kilka niemal katastrofalnych w skutkach wpadek!
„Skąd Mikołaj miał taki papier na prezenty jak my?!”
„Jeśli to elfy robią prezenty to czemu na pudełku jest cena?!”,
„Dlaczego Mikołaj użył naszych własnych torebek na prezenty?!”
i wreszcie:
„Jak to możliwe, że ja (mama) nie dostałam NIC oprócz dwóch mandarynek, w tym jednej nadgryzionej i nawet niezapakowanych?!”.
Oczywiście nie dałam się złapać. Okazało się, że jestem już tak dorosła, że wybornie kłamię!
Co gorsza, wcale ale to wcale nie zasmucił mnie fakt, że dostałam zaledwie nadgryzionego owca!
A przecież doskonale pamiętam, jak potwornie było mi żal rodziców, że nic nie dostają od Mikołaja. Prawie nie byłam w stanie cieszyć się z własnych prezentów, sądząc, że mama z tatą łkają w poduszki.

Jestem dorosła ergo nie byłam grzeczna! Nie zasłużyłam nawet na rózgę, sama sobie wymierzyłam tę oskubaną mandarynkę.
Jestem tak dorosła, że idąc na clubbing kończę za stołem rozkoszując się kotletem i najedzona wracam do domu. Nie rozumiem już ludzi, którzy przedkładają twardość parkietu nad miękkość łóżka.
Coltrane czy Guetta? No jasne, że Coltrane!

Święty Mikołaju, może w przyszłym roku oddasz mi wewnętrzne dziecko?
W przeciwnym wypadku chyba nie ma dla nas perspektyw.










ZDJĘCIA WYKONANE APARATEM OLYMPUS PEN E-PL7

płaszcz i szalik - Unisono || czapka i sweter - Front Row Shop || spódnica - bezimienna || rękawiczki - lumpeks || botki - Primamoda || torba - Paulina Schaedel

DZIEWCZYNA JONA SNOWA!

$
0
0


Ostatnio wspomniałam Wam o tym, że niewątpliwie mogę mówić sobie per „dorosła”.
Przez ostatnich kilka dni nie dość, że nie zmieniłam zdania to utwierdziłam się w swojej dorosłości.
Kochani, wstrzymajcie oddech... Otóż zaczęłam ubierać się ciepło!
Wszak cóż powtarzały Wasze matki i babki w nieskończoność? „Dziecko, ubierz się ciepło”.
Zapnij się pod szyję. Gdzie masz czapkę? Masz rajstopy pod spodniami? Chyba nie wyjdziesz w adidasach na taki mróz! Idziesz z odkrytą pupą?! (nie, że z gołą, ale że kurtka do pasa) itd., itp.
No i człowiek zakładał te uwłaczające ludzkiemu wyglądowi sterty ubrań.
Pamiętam, że czapka trwała na mojej głowie do pierwszego drzewa zza którego nie mogli dojrzeć mnie już rodziciele, buty zmieniałam na przystanku.
Jednak to rajstopy pod spodniami były istnym dopustem bożym. Do dziś mam rajstopową traumę i spokojnie mogę z rajstop uczynić najsroższą represję rodzicielską pt. „za karę założysz rajstopy pod spodnie!” Mamo, nie tylko nie to! Wszystko tylko nie rajstopy pod spodniami!

Kiedyś też jacyś dalecy kuzyni uszczęśliwili mnie kożuchem. Wszystkie dzieciaki nosiły wtedy supermodną kurtkę z napisami, której próżno szukać w internecie, a ja dostałam pokrowiec z owcy.
Tata mówił, żebym ćwiczyła silny charakter i była dumna z kożucha.
O losie, co ja czułam wchodząc do szkoły w tej baranicy!
Zapytacie może czemu nie zdjęłam kożucha za pierwszym drzewem razem z czapką, ale jednak ta zwierzęca powała swoje ważyła, przynajmniej tyle co ja i była wielka jak pokrowiec na kombajn. Jak ja mogłam to truchło dowlec do szkoły? No tylko na sobie.

Zamiast butów nosiło się wtedy dwie kule u nogi, pieszczotliwie zwane „traperami”, które były istnym gwoździem do mojej modowej trumny. Brrrr!

Tak właśnie stałam się wyznawcą filozofii „nieważne jak zimno, ważne że ładnie”.
Aż do czasu.
Jest grudzień 2014. Jestem Waszą matką i babką! Ubieram się ciepło...
Wyjść z domu bez czapki? Bitch please!
Prędzej zapomnę rąk niż rękawiczek.
Kiedy więc Zbynio zapytał dlaczego założyłam sukienkę z niedźwiedzia, prychnęłam tylko i niczym wilk z Czerwonego Kapturka rzekłam „żeby mi było cieplej moje dziecko!”
Przecież nie będę Zbyniowi tłumaczyć, że to stylówka na dziewczynę Jona Snowa...


ps Zdjęcia robione w Kazimierzu nad Wisłą.






















Zdjęcia wykonane aparatami Olympus: PEN E-PL7 i OM-D E-M5

"sukienka z niedźwiedzia", płaszcz, dżinsy - Unisono | czapka - New Look | rękawiczki - lumpeks | botki - Tamaris | torba - Paulina Schaedel | szalik - me&BAGS

DROGI PAMIĘTNICZKU...

$
0
0


Drogi Pamiętniczku,

Trzydzieste Święta Bożego Narodzenia w moim życiu już mam za sobą.
Wszyscy składali mi życzenia zdrowych i spokojnych świąt. Niestety nic się nie spełniło. Święta suto podszyte były parszywym bronchitem, nie byłam więc do końca spokojna. Prawdę mówiąc miałam ochotę skrępować się, podpalić i rycząc wniebogłosy rzucić w śnieg, ale nie chciałam psuć świątecznej atmosfery. Gdybym jednak tylko miała pewność, że coś dzięki temu wskóram, to zrobiłabym to bez mrugnięcia okiem.
Trudno w takiej sytuacji nie dostrzec oczywistych pozytywów – byłam tak przejęta bronchitowym tercetem, że nie w głowie było mi jedzenie! Świąteczna opona nie miała ze mną szans i nie muszę chować się przed wagą.
Co więcej, część wigilii przyszło mi spędzić w poczekalni szpitalnej, gdzie spotkałam rodziców z córką, która była mniej więcej w moim wieku. Kaszlała tak, jak Zbynio, a rodzice mówili o niej „Niuniu”. Poczułam się dzięki temu zdecydowanie młodziej. Zrozumiałam Drogi Pamiętniczku, że jeśli tylko zechcę mogę znowu poczuć się dzieckiem! Nawet jeśli podczas wigilii bardziej niż prezenty, cieszą mnie pierogi. To jeszcze nic nie znaczy. Czuję się dorosła na wyrost, doprawdy.

Drugiego dnia świąt spadł śnieg, ukoił moje skołatane nerwy. Pomyślałam, że świat jest zbyt piękny i nie ma w nim miejsca kaszel.
Białe płatki spadały z nieba tak powoli, że można było spokojnie oglądać je z bliska. Wszystko zastygło i wstrzymało oddech. Jak daleko wzrok sięgał, była tylko cisza, błoga bezkresna cisza...
Złapałam ją w kilku kadrach i wróciłam do domu.
Przywitała mnie niepokojąca melodia sumiennie wykasływana przez bronchotowy tercet. Zrozumiałam, że świat byłby zbyt piękny bez kaszlu.
Takty chorobliwej melodii nerwowo niosły się w powietrzu. Wszystko kaszlało i błagało o oddech. Jak daleko wzrok sięgał, był tylko kaszel, nieznośny, bezkresny kaszel...

Kochani!
W tych chorobliwych okolicznościach przyrody życzę Wam z całego serca Zdrowego Nowego Roku!!















ZDJĘCIA WYKONANE APARATEM OLYMPUS PEN E-PL7


sweter - New Look | spódnica - ZAMS | szalik - Unisono | czapka - podkradziona mamie | zegarek - DW

CENTRUM DOWODZENIA

$
0
0


Kochani,

Nadaję do Was z Centrum Dowodzenia zbudowanego z klocków Lego.
Mój zwierzchnik w osobie Pana Lolentego (pieszczotliwie zwanego Pisklętym czy też Pisklakiem (ale nie mówcie mu, bo jaki herszt bandy chciałby być tak nazywany?), przydzielił mi zaszczytną funkcję konia. A zatem brykam i robię TAK.
Zapytacie pewnie co koń robi z laptopem na kolanach? Otóż Wy tak, ale dziecięca wyobraźnia jest nieograniczona, kiedy więc Koń w mojej skromnej osobie, przemówił ludzkim głosem i poinformował Emila (takie imię zaserwował sobie w zabawie Pisklak), że jak przystało na konia, musi teraz zrobić sobie przerwę i pobrykać na klawiaturze, zwierzchnik uznał, że jest to wyborny element zabawy świadczący o niebywałym rozwoju technologicznym koni.

Koń którego widzicie na zdjęciach, wygląda znacznie lepiej, niż ten którego właśnie odgrywam.
Zamszowe kopyta na szpilkach zamieniłam na skarpety (czasem każdy koń musi odpocząć od kopyt), mam na sobie nieco bardziej plebejski przyodziewek (w tej zabawie bliżej mi do Naszej Szkapy niż do Bucefała) i zaiste przydałaby mi się czapka naciągnięta na twarz aż po obojczyki (ale zależy mi na wiarygodnym końskim wizerunku).

Niestety wygląda na to, że przerwa technologiczna, która przysługuje koniom raz na dzień, dobiegła końca. Emil wzywa!

Bez Odbioru
Sara vel Koń Ferreira

Ps Wybaczcie, że w tekście tak często pojawia się słowo „koń”, ale doprawdy, nie mogłam zastąpić go „kobyłą”, „klaczą”, czy „chabetą”.









ZDJĘCIA WYKONANE APARATEM OLYMPUS PEN E-PL7


płaszcz - Unisono | sweter i czapka - New Look | szalik - Diverse | spódnica - Front Row Shop | nerka - Paulina Schaedel | botki - Primamoda | rękawiczki - lumpeks

NIFE VALETINE LOOK

$
0
0


Co tu dużo mówić Szanowni Czytelnicy. Miłość w Ferrainowie jest niczym żywcem wydarta z kart Paulo Coelho. Czasem postanawiam umrzeć, ale najczęściej siadam na brzegu łóżka (no chyba, że mam rzekę pod ręką) i płaczę.
Kiedy On mówi: "przeglądałem dziś nasze stare zdjęcia i wiesz co? Bardzo się zmieniłaś odkąd cię poznałem. Przede wszystkim dlatego, że schudłaś... chyba ze 30 kilo". Jak go nie uwielbiać?
Kiedy spijamy sobie z dzióbków:
-Jesteś jak brazylijska wołowina.
- A ty kochanie jesteś jak... jak... polskie pierogi.
Kiedy On się o mnie zamartwia:
- O kurde, źle się czujesz kochanie?
- Nie, dlaczego?
- Nic, tak tylko pytam.
- Co? Źle wyglądam?!
- Nie no coś ty! Jesteś piękna, masz po prostu gorszy dzień.

Podobno miłość wszystko przetrzyma:
Ja: Kurde, muszę się za siebie wziąć, niedługo przecież lecimy do Brazylii.
Małżonek: Ja też wyglądam tragicznie.

Miłość nigdy nie ustaje:
- Boże, kochanie jak ty wyglądasz? Te dziury na kolanach (wypasione boyfriendy), te sandały (birkenstoki!!), ten tłusty krem na twarzy (mam uczulenie!)... Przepraszam cię, ale tak musi wyglądać nędza.

Cóż, Miłość nie unosi się gniewem i nie pamięta złego.
Dlatego na pytanie Marynii: „mamo, jak to z wami było, ty chciałaś ożenić się z tatą czy tata z tobą?", zawsze odpowiadam: „tata w końcu mnie przekonał”"oboje chcieliśmy".

Coś Wam powiem, ostatnio doszło do przełomowego zdarzenia w naszym małżeństwie. Oto Pan Ferreira stanął przede mną i wyznał „kochanie, muszę wreszcie ci się do czegoś przyznać. Znasz się na modzie lepiej niż ja.”
Pfff... – odparłam. (Zaiste, Hamerykę chłop odkrył).
Cieszy mnie, że Pan Ferreira wreszcie to pojął, ale jako mądra małżonka, wiem że nadal większość moich wyborów modowych jest dla niego równie niezbadana co wyroki boskie.
Kiedy wczoraj mierzyłam wielki camelowy płaszcz ze sztybletami, łapczywie chłonąc swoje lustrzane oblicze, on zapytał: "dlaczego przebrałaś się za Sherlocka Holmesa?"
„You know nothing about fashion Jon Snow!” - wycedziłam przez zęby.
I chociaż zazwyczaj ubieram się dla siebie, czasem trochę zbaczam z toru żeby pocieszyć oczy Pana Ferreiry, który najbardziej lubi kiedy wyglądam „delikatnie”.
Oto przed Wami delikatne oblicze Ferreiry, w sam raz na Walentynki!

Ps Proszę doceńcie dzisiejsze zdjęcia, żeby je zrobić wdarłam się na balkon obcych ludzi, którym z tego miejsca chciałam podziękować za okazane mi zaufanie. Doprawdy nie wiem czy sama byłabym zdolna do takiego gestu.
Dziękuję też kochanej Anecie oraz Rafałowi, który okazał się wybornym wujkiem i popisowo odwracał uwagę dzieci, kiedy rodzice desperacko próbowali zrobić zdjecia.

Pozdrawiam Was!
Sara









spódnica - NIFE | bluzka - NIFE

Sklep NIFE przygotował dla Was specjalną walentynkową ofertę. Ja postawiłam na bardzo dziewczęcy klimat, ale nie ukrywam, że równie chętnie (może nawet chętniej) przywdziałabym garnitur. Obawiałam się jednak, że skoro dla Pana Ferreiry długi płaszcz = Sherlock Holmes, garnitur mógłby sprawić, że czułby się ze mną, jak na randce z Harveyem Specterem.
Porzuciłam ten pomysł na rzecz spódnicy, tym razem spodnie odstąpię mężowi.
Propozycje z wykorzystaniem spodni znajdziecie u Mirelli i Sylwii.
Od 22 stycznia do 15 lutego 2014, walentynkową ofertę NIFE znajdziecie 20% taniej.




*Wpis sponsorowany, powstał przy współpracy z marką Nife.

POWRÓT SHERLOCKA HOLMESA CZYLI STUDIUM W CAMELU!

$
0
0


Zaledwie wczoraj byłam byłam Julią, dziś więc dla równowagi jestem Sherolckiem Holmesem.
Doprawdy, niewiele rzeczy ekscytuje mnie tak jak wizyta w lumpie. Niemal na równi z domówkami (domówki są najlepsze, nie dla mnie bale sylwestrowe) i dobrym jedzeniem.
Oczywiście wizyta wizycie nierówna. Bywa, że aby nadać znaczenie swojej lumpeksowej wyprawie, wychodzę z mizernym łachmanem, lecz bywa również, że moim oczom ukazuje się dostojny skrawek sukna! Łapię go i delikatnie wyciągam spośród konfekcyjnego plebsu, modląc się w duchu aby nie okazał się starożytną szatą zdobiąca niegdyś Goliata (czyli parę rozmiarów za dużą na mnie).
Wtem moim oczom ukazuje się zacny duet – kaszmir&bawełna o kolorze godnym szlachetnego wielbłąda, w rozmiarze który spokojnie mieści się w skali oversize. A wszystko to razem wycenione na dziesięć polskich złotych.
Zaprawdę powiadam Wam, nie traćcie cierpliwości w lumpeksie, albowiem nigdy nie wiadomo, kiedy zostanie ona nagrodzona.

Prawdopodobnie niektórzy z Was zakrzykną zdziwieni „czy mowa o brązowym worku ze zdjęć?!”. Otóż jeśli tak sądzicie to wiedzcie, że nigdy się nie zrozumiemy. Być może jednak informacja o tym, że mój małżonek przybija Wam wirtualną piątkę, doda Wam otuchy.

Moda jest wspaniała. Dzięki niej w każdej chwili mogę poczuć się jak mężczyzna i to nie byle kto, ale sam Sherlock Holmes!





ZDJĘCIA WYKONANE APARATEM OLYMPUS PEN E-PL7

płaszcz i rękawiczki - lumpeks | spodnie - Unisono | komin - me&BAGS | torba Gino Rossi|
sztyblety - Vagabond via ANSWEAR.COM na hasło MISSF3 dostaniecie 20% zniżki na prawie cały asortyment (kod ważny jest do 3 lutego 2015)

FERREIRA W CZYSTEJ POSTACI!

$
0
0


Luty 2015, poranek.
Słońce bezceremonialnie atakuje moje okna, zaczęły się ferie! Tylko na suficie jest jeszcze porządek. Nie muszę nigdzie wychodzić - zaledwie metr od siebie mam restaurację i przychodnię.
Prosto z knajpy idę do lekarza, który szybko stawia diagnozę: „zatrucie pokarmowe, poza tym wygląda na to, że chodziła pani w krótkich spodenkach w zimie”.
Szybko realizuję receptę, w aptece rodem z PRLu, gdzie mają tylko jeden lek, a sprzedawca i tak nie może się zdecydować, który mi wydać.
Ekspresowo zdrowieję i wracam do restauracji. Z zatruciem pokarmowym i krótkich spodenkach zimą, kieruję się do medyka. Stamtąd do apteki, a z apteki do knajpy... idt.
Zatem jeśli mnie szukacie to już wiecie gdzie mnie znaleźć – knajpa/przychodnia/apteka. (Po dwóch tygodniach ferii, zapewne będzie to sufit.)


Po Julii i Sherlocku Holmesie Kloszardzie, przyszedł czas na Ferreirę w czystej postaci.
Jeśli mnie spotkacie (w restauracji, knajpie lub aptece) to jest ogromne prawdopodobieństwo, że będę wyglądać tak właśnie.
Mam na sobie same ulubione ubrania, co ważne mogłam założyć je wszystkie naraz i nie wyglądam jak klaun (mam nadzieję).

Pozdrawiam Was!
Sara









ZDJĘCIA WYKONANE APARATEM OLYMPUS PEN E-PL7


płaszcz i rękawiczki - lumpeks | futrzany szal - Medicine % | spodnie - Mango | czapka - Fron Row Shop | torba - sklep-torebki.pl
sztyblety - Vagabond via ANSWEAR.COM na hasło MISSF3 dostaniecie 20% zniżki na prawie cały asortyment (kod ważny jest do 3 lutego 2015)

NAJLEPSZE DOPIERO PRZEDE MNĄ!

$
0
0

Drogi Pamiętniczku,

ostatnio dopada mnie coraz częściej to rozkoszne mrowienie w stopach, powoli kiełkuje i zaraz rozkwitnie milionem motyli w brzuchu. To Przedwiośnie vel Najlepsze Dopiero Przede Mną!
Och, czasem mam ochotę żeby zawsze była połowa lutego. To jak z prezentem – kocham czekanie, uwielbiam rozpakowywanie i właściwie w samym prezencie najmniej istotny jest prezent właśnie.
Oczywiście wiosnę i lato ubóstwiam, ale już czerwiec jest jak marsz żałobny do listopadowego grobu, w którym na wieki spoczywa lato. Doprawdy, jeśli wytężyć nozdrza czerwiec pachnie listopadowym trupem. Nie wspominając o tym, że w czerwcu właśnie jest najdłuższy dzień w roku, co jest niemal tak samo potwornie słodko gorzkie, jak macierzyństwo. Najdłuższy dzień w roku?! Och, jakie to wspaniałe, cieszę się tak bardzo, że z radości mam ochotę umrzeć z rozpaczy. Mniej więcej tak czuję się całe lato!
Luty zaś to miesiąc zupełnie nieinteresujący i bezbarwny, ale nikt mi nie powie Drogi Pamiętniczku, że luty jest beznadziejny! Otóż luty do dawca otuchy, luty to niemal filantrop, sam będąc tak anemicznym, na mnie wylewa nieskończone potoki optymizmu. Trudno zatem mieć pretensje do lutego, że jest biało czarny, skoro cały swój kolor bezinteresownie oddaje.
I jeśli wytężyć nozdrza to luty pachnie pomidorem i ogórkiem. A jeśli nadstawić ucha, to słychać zastępy nowalijek szturmujące śnieżne rozłogi! Jak słowo daję nie zdziwię się jeśli zapuka dziś do mnie Kilo Młodych Ziemniaków z Koperkiem.
Mówię Wam, najlepsze dopiero przed nami!
Dobrego dnia, ja idę robić wiosenne porządki.







ZDJĘCIA WYKONANE APARATEM OLYMPUS PEN E-PL7

płaszcz - lumpeks | futrzany szalik - Medicine % | kozaki - Venezia | torba - sklep-torebki.pl

SOBOTNI CLUBBING!

$
0
0


Stało się! Wybrałyśmy się z dziewczynami na sobotni clubbing i cały wieczór czekałam na ostatni i najlepszy element imprezy – żurek z kiełbasą.
Ze zdziwieniem odnotowałam, że pomiędzy mną a ludźmi zataczającymi się na parkiecie jest różnica nie do pogodzenia – wiek, cała wieczność.
Co więcej, panowie którzy nie dostrzegli dzielącej nas przepaści i próbowali za pomocą dziwnych ruchów powiek i niepokojącej mimiki twarzy przyciągnąć moją uwagę, budzili we mnie ogromną irytację. Niemniej rozumiem, że nie mam na czole wypisane ŻONA MATKA POLKA (pomyślę o tym na wypadek kolejnego clubbingu), czym prędzej więc spławiałam absztyfikanta na dziecko, a konkretnie trójkę dzieci – niezawodny sposób, polecam.
To jednak nie koniec, bo oto splamiłam swój szafiarski honor iście dyskotekowym strojem – dżinsami i topem, które bezmyślnie wrzuciłam na siebie pięć minut przed wyjściem! Nie było strojenia, nie było płaczu pt „nie mam się w co ubrać”, nie było woli wywarcia wrażenia na płci przeciwnej! Gwoźdźmi do mojej imprezowo-modowej trumny były: czapka, ciepły płaszcz, wygodne buty, brak kosmetyków w torebce.
Najlepszy pierwszoplanowy element imprezy - moje dziewczyny i nocne pasmo plotek.
Najlepszy podryw imprezy - „gdybym miał taką żonę jak ty, to bym szukał ze świecą” (lubelscy chłopcy, Wasza kreatywność zboczyła z toru i błądzi hen daleko).
Najlepsze danie imprezy – żurek z kiełbasą.
Największa wiocha imprezy – zdanie: „jeśli chcą panie siedzieć na kanapie to trzeba zamówić butelkę whisky” wypowiedziane przez kelnerkę w świecącym pustkami klubie „Czekolada”.
Najlepszy drugoplanowy element imprezy – powrót do domu i spanie.







ZDJĘCIA WYKONANE APARATEM OLYMPUS PEN E-PL7

płaszcz i czapka - Front Row Shop | kozaki - Venezia | torba - sklep - sklep-torebki.pl | dżinsy - Unisono | sweter - TKmax | zegarek - Daniel Wellington

BLOG ROKU 2014

$
0
0



Drogi Pamiętniczku,

Co to był za tydzień! Zaczęło się niewinnie – spontanicznie wyskoczyliśmy na narty. Oczywiście słowa „spontanicznie” użyłam trochę na wyrost, bo w świecie szczelnie wypełnionym trójką dzieci spontanicznie to można co najwyżej wyskoczyć przez okno. Niemniej słowo stało się ciałem i zanim się obejrzałam stałam na szczycie wielkiej góry, gdzie mój młodszy ale jak starszy, troskliwy brat Kuba próbował mnie przekonać, że przepaść którą mam przed sobą jest tak naprawdę płaskowyżem z naciskiem na „płasko” i spokojnie mogę jechać w dół. Bardzo chciałam się rozpłakać, zbić Kubę kijem, rzucić nartami w przepaść i pokonać stromiznę na dupie brzuchu oraz częściowo schodząc, jak to zrobiłam siedem lat temu, kiedy ostatni raz byłam na nartach, ale do licha! Wiek zobowiązuje i nie mogłam zrobić dokładnie tego co chwilę temu zrobił sześcioletni Zbynio i za co zgarnął ode mnie sumienną burę. Poza tym doskonale wiedziałam, że Kuba mnie nagrywa. Oczywiście wideo w którym surfuję na tyłku ze stoku płacząc i krzycząc zrobiłoby furorę i niewątpliwie słabym się gwiazdą youtuba, ale nie za taką cenę.
Zrobiłam więc to co robi każda matka kilka razy na dzień, zacisnęłam zęby i powiedziałam sobie: „ja nie dam rady? Ja?!” Po czym rzuciłam się z całym sprzętem narciarskim w przepaść. I wiecie co?
Zjechałam na sam dół bez użycia pośladków, raptem kilka razy rzuciłam soczystą brazylijską putą, i nagle oglądałam przepaść z dołu! Była tak pionowa i okazała, że momentalnie zrozumiałam himalaistów, ale Kuba szybko zwrócił mi uwagę żebym nie gadała bzdur, bo to nie to samo (pierdu pierdu, pozdro Himalaiści!) Niemniej przez chwilę czułam, że spokojnie mogłabym napisać jakąś popową piosenkę w stylu „podejmij wyzwanie, wyciągnij dłoń po marzenia, możesz więcej, leeeeć! Nanananana”.
W każdym razie narty i skrzydła fantazji szybko przeniosły mnie do stolicy. Kombinezon narciarski zmieniłam na sukienkę i udałam się na galę Blog Roku 2014.
Powiem Ci w tajemnicy, Drogi Pamiętniczku, że często gala oznacza nuda, uzbroiłam się w więc w dodatkowy pakiet cierpliwości, który okazał się zupełnie niepotrzebny. Było tak fajowo, że duchu układałam kolejne zwrotki swojej popowej piosenki i kiedy nagle ze sceny usłyszałam „nagrodę specjalną od firmy Apart otrzymuje blog Miss Ferreira”, pomyślałam, że jeśli to jest żart to bardzo okrutny i naprawdę będę płakać. To jednak nie był żart! I wiesz co Pamiętniczku? Nagle miałam już refren do mojej popowej piosenki, brzmiał tak „ooo jak świetnie, ooo jak świetnie!”.
Tego wieczora wiele się nauczyłam, przede wszystkim tego, że nigdy ale to nigdy nie powinnam brać się za pisanie tekstów piosenek oraz że nie jestem nagrodoodporna.

Z tego miejsca chciałam Wam podziękować Kochani Czytelnicy! Dziękuję, że jesteście.
Dziękuję firmie Apart za nagrodę.
Dziękuję wszystkim za wyborny wtorkowy wieczór.
Dziękuję Ci Natalia za tyle dobrych słów.
Dziękuję Ci Krzychu za zdjęcia.
Dziękuję Ci Magdo za wszystko.
Dziękuję Majkelowi, Zbyniowi, Ąflowi i Lolkowi za to, że macie do mnie tyle cierpliwości!
Dziękuję Ci Pietruszko za carbonarę o trzeciej nad ranem.
Dziękuję Ci Ewo za rosół z kołdunami.

Dziękuję Wam!

Chciałam też pogratulować w pełni zasłużonym zwycięzcom konkursu – Kulturą w płot i Hafiji oraz wszystkim nagrodzonym.
Pełna lista nagrodzonych TU.









sukienka - Front Row Shop | botki - Prima Moda



DZIŚ BĘDĘ MAŁYM KSIĘCIEM!

$
0
0



Gdy miałam sześć lat, zobaczyłam pewnego razu straszny obrazek w książce opisującej świat dzieci i świat dorosłych. Książka nazywała się „Mały Książę”. Obrazek przedstawiał węża boa, trawiącego słonia.
Potworna ilustracja zrobiła zamęt w mojej sześcioletniej głowie, bezbronne małe słoniątka uwięzione w wężowych trzewiach spędzały mi sen z powiek. Dorośli nie rozumieli moich problemów, dużo bliżej były kwestie o wiele bardziej materialne niż rzeź słoniątek gdzieś na końcu świata.
Zrozumiałam, że dopóki mam sześć lat żaden dorosły nie pozwoli mi ruszyć na ratunek słoniom. I wtedy okazało się, że dramatyczna walka o przetrwanie toczy się nie tylko na końcu świata, ale zaledwie obok mnie! Głupie żaby w oparach feromonów, bezmyślnie złożyły skrzek w płytkim kanale. Gdy przyszły majowe upały, kanał zamienił się w patelnię! A skrzek miał zamienić się w jajecznicę! Gdy tylko to pojęłam, dotarło do mnie, że los kijanek jest w moich rękach i nie mam prawa skazywać ich na straszną śmierć przez usmażenie. Mozolnie, wiaderko po wiaderku przerzucałam kijanki do pobliskiego stawu.
Gdy zapadł zmrok wróciłam do domu i z politowaniem patrzyłam na dorosłych – mamę prasującą stertę ubrań i tatę sumującym rachunki. Doprawdy, pochłonięci byli tak ziemskimi sprawami, podczas kiedy ja uratowałam dziś tysiące żabich istnień...
„Dorośli są bardzo dziwni” - myślałam obiecując sobie w duchu, że kiedy będę miała już własne dzieci to będę siedzieć z nimi po pas w błocie, stworzę nieograniczony dostęp do słodyczy, będę pozwalać na wszystko oraz wyruguję z ich życia wszelkie zakazy i kary.


„Mamo, dlaczego Bóg stworzył Putina?” - zapytał Zbynio, który nigdy nie porzuca raz zadanego pytania.
Nie wiem – zawahałam się.
Nie wiesz? Przecież jesteś dorosła!

Jestem dorosła.
Jestem Królem.
Jestem Próżnym.
Jestem Bankierem.
Jestem Geografem.

Wyjdę dziś z domu bez sprzątania i zajmę się rzeczami najważniejszymi – szukaniem pierwszych kwiatów, oswajaniem lisa, rysowaniem baranka, rozmawianiem z echem i oglądaniem zachodu słońca.

Dziś będę Małym Księciem, a Wy? Jakie macie plany?











Zdjęcia wykonane aparatami Olympus: PEN E-PL7 i OM-D E-M5



kardigan (United Colors of Benetton), 19zł i dżinsowa kurtka, 1zł - lumpeks | dżinsy - Unisono | torba - Paulina Schaedel | futrzany szal - Medicine % | botki - Prima Moda
zegarek - Danie Wellington, do 31.03.15 na hasło MISS_FERREIRA dostaniecie 15% zniżki
Viewing all 86 articles
Browse latest View live